RON SEXSMITH

Bob Dylan, Elvis Costello i Chris Martin. Paul McCartney, Lucinda Williams, Michael Bublé i Steve Earle. Ron Sexsmith ma wielu i to znaczących miłośników jego muzyki. Ten skromny, kanadyjski autor piosenek tak naprawdę nigdy nie wybił się i nie zyskał tłumu wielbicieli, choć zasługuje na to. Rozmawialiśmy z tym człowiekiem o wyrazistym głosie, o jego karierze i jego nowym albumie wyprodukowanym przez Boba Rock'a (Metallica, Aerosmith, Cher)

THE LATE BLOOMER

Twój 11 album, "Long Player, Late Bloomer", pojawił się na świecie w marcu 2011. Czego możemy się po tym nowym albumie spodziewać?
- Jest to najlepiej brzmiąca płyta jaką do tej pory nagrałem. Muzycznie plasuje się pomiędzy „Blue Boy” oraz „Retriever” – tak dziś myślę, wyjaśnił Sexsmith.

Zrzucanie z siebie pyłu
Ten nowy album częściowo czerpał z tego, że Sexsmitch nie mógł się wybić jak większość z jego znajomych muzyków uzyskując grupę sympatyków na całym świecie i w tej nadziei wprowadził zmiany do swego osobistego życia. Elvis Costello kiedyś zasugerował, że pechem Rona Sexsmith’a " jest to, że urodził się w niewłaściwym czasie". To znaczy, że gdyby stał się częścią przemysłu rockowego, kilka dekad temu byłby gwiazdą formatu wyznaczanego wielkością jego talentu. Co aktualnie odzwierciedlone jest w nowym albumie „Long Player, Late Bloomer”:

- Ten album, jak myślę, lirycznie pochodzi z zupełnie innego miejsca niż moje poprzednie płyty. Nie jest on tak czuły i bezbronny, gdyż czerpie z odczuć, jakie wiążą się z rozczarowaniami wynikającymi z własnych niepowodzeń. Jest on również o podnoszeniu się i zrzucaniu z siebie całego tego pyłu, że tak powiem. Nadal są to piosenki o miłości, kilka piosenek opowiadających historię a równocześnie humorystycznych.

Kiedyś indziej Sexsmith zażartował, że „...osiągnął wszystkie rekordy Larsa von Trier'a... aby zobaczyć te rekordy jako film z własnym udziałem. Prawdę mówiąc, "Long Player Late Bloomer" brzmi wesoło, czasami lirycznie, takie jest rozczarowanie Sexsmith’a.

Bohaterzy
W opinii jego wielbicieli, wliczając w to Paul’a McCartney’a, Elvis’a Costello i wielu innych, Ron Sexsmith zajmuje pokorne stanowisko:
- To dla mnie nie do uwierzenia, że spotkałem kilku z moich bohaterów. To wspiera mnie w komponowaniu, gdyż chciałbym podążać za nimi.

Przy swoim nowym albumie uzyskał "tak" nawet od czołowego producenta Boba Rock'a. Z dwoma z nich Sexsmith podjął dobrą współpracę, co wyjaśnił w kilku wywiadach. Mimo, że bierze udział w procesie nagrywania w szerokim zakresie, znał jednak rolę jaką miał sam spełnić:

- Jestem bardzo zaangażowany od samego początku do końca, lecz nie jestem producentem, tak więc swoje zaufanie i piosenki muszę powierzyć ludziom, których opinię cenię i którzy, jak myślę, pomogą mi zrobić to co najlepsze dla piosenki.

Perfekcyjna piosenka
Naturalnie, te piosenki są głównie kierowane do Kanadyjczyków. A więc czym dla niego jest perfekcyjna piosenka?
- Perfekcyjną piosenką dla mnie jest ta, która jest treściwa i posiada odpowiednią melodię i brzmienie.
Po tych wszystkich latach i podziękowaniach Ron Sexsmith nadal nuci, pisze swoje ujmujące, melodyjne piosenki, nagrywa, odbywa tourne, szczęśliwie powiększając grono swych wiernych słuchaczy, poprawiając swój warsztat jako autor piosenek, wykonawca i muzyk. Pytany co pozwala mu zachować motywację, odpowiada prosto:

- Jest to jedyna rzecz, o której wiem, że na pewno potrafię... i nadal uwielbiam to robić.

- Rune H. Jensen, rhj@dali.dk.

Ron_cropped 1.jpg