ERIC QUILLIAM

Ruch w Londynie był duży, pomimo że padało. I to mocno. Nie było więc słychać zbyt wielu ulicznych muzyków. Ale okazało się, że po prostu trzeba wiedzieć, gdzie ich szukać. Bryan, nasz przewodnik - rodowity londyńczyk oraz gawędziarz – zabrał nas na wycieczkę po Londynie i pokazał miejsca, w których były duże szanse spotkania ulicznych muzyków. Po drodze dowiedzieliśmy się o Londynie mnóstwa rzeczy, o których nie można przeczytać w żadnym przewodniku.

Eryka spotkaliśmy pochmurnym rankiem na starym dziedzińcu pałacu św. Jakuba w Londynie, gdzie Eric od 16 lat gra codziennie na swoim ukochanym akordeonie.

Mówiąc szczerze, od razu rozbroił nas swoim czarem, muzykalnością i umiejętnością gry na tym, w pewnym sensie, dziwacznym instrumencie. Grał tak, jakby była to najłatwiejsza rzecz na świecie. 

A jego repertuar jest niesamowity. Poproście, żeby zagrał „An der schönen blauen Donau” (Nad pięknym, modrym Dunajem), „Torna a Surriento” (Wróć do Sorrento) „I got rhythm”, La bambę lub Kalinkę. Zagra wszystkie te utwory z precyzją i intensywnością zasługującą na szacunek. I, oczywiście, bez żadnych nut! On całą tę muzykę ma w głowie – całkiem nieźle jak na osiemdziesięciodwulatka! 

Ale kiedy gra polkę, na prawdę nie umie ukryć, że to właśnie jego ulubiony gatunek muzyki. Jeśli będziecie wam się poszczęści, tak jak nam, to usłyszycie jak gra jedną ze swoich własnych kompozycji, pod tytułem Piccadelly Polka.

John Eric Quilliam urodził się w Coventry w roku 1926 i zaczął grać na akordeonie, kiedy miał 8 lat (oprócz grania na instrumencie śpiewał również przez wiele lat w kościelnym chórze. Obecnie nie przepada za śpiewaniem, ale udało nam się go przekonać, żeby zaśpiewał jedna piosenkę. Jego głos – choć troszkę „zardzewiały” – nadal brzmi.) 

W wieku 10 lat Eric zagrał swój pierwszy koncert z ojcem, który również grał na akordeonie. Zrobił dyplom na Uniwersytecie w Liverpoolu, był dyrektorem szkoły dla chłopców i pracował w radzie miejskiej, a w międzyczasie bez przerwy przynosił ludziom radość swoją muzyką i swoim czarem.

Od przejścia na emeryturę 15 lat temu Eryk „na pełny etat” gra na akordeonie w okolicach londyńskiego pałacu św. Jakuba. I jesteśmy pewni, że będzie tak bawił siebie i swoich słuchaczy jeszcze kawał czasu. 

Pomimo nieco nieśmiałej aparycji, niezmiennie cieszy się on dowcipem i humorem, i jest zawsze gotowy, aby opowiedzieć jedną lub dwie historyjki o życiu i muzyce, którą tak kocha. 

Bawcie się dobrze!